Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niema, — odpowiedziała zagadnięta, troskliwie otulając ubogiemi fałdami fartuszka trzymane na ręku dziecię.
— I wczoraj wieczorem nie przychodził?
— Owszem! Tato był tu wczoraj, ale...
Niedokończyła, i ledwie dostrzegalne drgnienie przebiegło po wątłem jej ciele.
Suszyc patrzył na nią swym obojętnym, niedbałym wzrokiem.
— Ale co? — zapytał.
— Nic, — odparła cicho dziewczyna poszedł i mówił, że przyjdzie dziś znowu, ale późno, bo go pan hrabia potrzebować będzie...
— A więc, — rzekł Suszyc, gdy ojciec twój przyjdzie, oddaj mu te papiery... A czy nie zostawił czego dla mnie?
— Owszem, — odpowiedziała dziewczyna, i sięgnąwszy do kieszeni wydobyła zwój miękkiego papieru. Suszyc rozwinął papier, i znalazł w nim niewielkiej wartości assygnatę, i kilka sztuk drobnej monety.
— Dobrze, — rzekł chowając pieniądze do starego skórzanego pugilaresu, przed kilku godzinami opróżnionego na żądanie rodziny; oddajże te papiery ojcu, i powiedz, że jutro z rana przyjdę tu po nową robotę. Niech ją tu u was zostawi, gdy odchodzić będzie...