Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/240

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziękuję, dziękuję — odparł hrabia ujmując jego rękę i ściskając ją w dłoni, — o tym moim zamiarze — ciągnął, — miałbym do powiedzenia ci wiele, bardzo wiele! Wszak musiałeś widywać panię Ewę Dembielińską.... znasz.... słyszałeś.... wiesz.... Kochałem tę kobietę wtedy jeszcze, gdy miała lat szesnaście, a ja dwadzieścia ośm.... Dziesięć lat temu! dziesięć lat! Ale wtedy rodzice mi jej nie dali.... teraz ona wdowa; sama jedna.... straciła majatek, biedna.... dłużnicy dokuczają... córka wzrasta i potrzebuje wychowania, a kobieta ta dziwnie słaba, do życia o własnej sile nie zdolna.... wiesz? Tchnienie dziecięcia nie jest słabszem i niewinniejszem jak ona; anioł nie byłby lepszym i łagodniejszym od niej. Widziałem Ewę Michała Anioła w Sykstyńskiej Kaplicy w Rzymie, lecz ona jest od tamtej piękniejszą.... Słowem mój chłopcze, żenię się....
Hrabia mówił to z pośpiechem, wahaniem się i niepewnością, co zdarzało się zawsze, ilekroć przedmiotem jego mowy był on sam, albo własne sprawy jego; nie mniej wszakże źrenice jego utkwione w twarzy Kazimierza, nabrały pięknego blasku, a cała twarz zadrgała jakby pod wpływem nurtujących go do głębi uczuć....
Nagle urwał mowę, i uderzył się dłonią w czoło.
— A! — zawołał, — stary egoista ze mnie! Ty Kaziu przyszedłeś aby zasięgnąć mojej rady i po-