Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/556

Ta strona została uwierzytelniona.

Traf zrządził, iż pytanie jej trafiło na jednę z tych istot brutalskich, którym długie cierpienie a może wrodzone braki charakteru i ukształcenia, odebrały wszelki zmysł czułości i delikatności. Bez żadnych zastrzeżeń i przygotowań, nagle i w szorstkiej formie Monilka otrzymała odpowiedź wyświecającą jej całą, nagą, okrutną prawdę. Nieszczęśliwe dziewczę przypomniało sobie wszystko, dowiedziało się o wszystkiem, i upadło na pościel z piersią rozrywaną płaczem i jękami. Ale płakać wiecznie nie można; najobfitszy nawet strumień łez wysycha z czasem. Po dwóch dniach spędzonych we łzach, Monilka płakać przestała, i spojrzała dokoła oczami suchemi, lecz przepalonemi nawskroś rozpaczą i ciężką żałością. Młoda ta istota, która dotąd kochała ludzi nie znając ich, zachwycała się najlżejszym objawem piękności świata, i patrzyła w życie jak w długi szereg dni, z których każdy przynieść jej miał nową rozkosz, uczuła w sobie nagle bezmierną gorycz, srogie rozżalenie do ludzi i świata.
Życie wydało się jej dziwnie ciężkiem, ludzie niemiłosiernymi, świat brudnym i brzydkim. Uczucia te ozwały się w niej z taką siłą, że młode serce jej nawskroś przesiąknęło niemi, i niby dosięgnięte wielostrzałym ciosem, pokryło się mnogiemi, krwawiącemi się ranami...