dołężność umysłowa. Córka tedy fałszerza czuła, że była więcej niż zbyteczną tam gdzie była.. Kędyż więc miała się udać, gdzie złożyć bolącą głowę, na jakiem miejscu ochłonąć z pierwszego żaru boleści? O przytuleniu się do jakiegoś dobrego serca, o wzmocnieniu sił swych przy jakieś ciepłej piersi, nie myślała wcale. Czuła, że przestała kochać ludzi, odkąd wydarli jej to co miała najdroższego; czuła nawet, że im dłużej przestawała z niemi, tem mniej ich lubiła. Pewnego dnia, tymczasowa jej opiekunka zbliżyła się do niej z miną zafrasowaną, pocałowała ją w czoło zimnemi ustami, i rzekła ze smutkiem, w którym znać było przymus i zawstydzenie.
— Moja biedna! nie możesz być u mnie dłużej jak tydzień. Potem...
Nie dokończyła. To „potem” znaczyło: „idź w świat kędy cię oczy poniosą, kędy słabe twe stopy zanieść cię potrafią, kędy znajdziesz schronienie czyto na jakim pustym rozłogu, pod namiotem odkrytego nieba, czyto na zimnym, twardym bruku ulicy, u stóp tego muru z pod którego cię wzięłam.”
Dla czego Monilka dłużej nad tydzień pozostać nie mogła w jej domu, tego nie tłomaczyła jej nawpół litościwa pani; była o tyle litościwą, że nie zdobyła się na głośne wypowiedzenie; „nie mogę karmić cię swoim chlebem, którego nie mam nadto;
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/563
Ta strona została uwierzytelniona.