Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/572

Ta strona została uwierzytelniona.

daleko w te piękne światy, któreś ty mi ukazał Sylwestrze, w te dobre, kochane światy, w których ludzie kochają się wzajem, mówią do siebie bez fałszywych uśmiechów i skrytej nienawiści, ale z miłością i zaufaniem; w których ludzie zamiast jechać przez świat z założonemi rękami na cudzym, choćby ojcowskim karku, pracują sami na kawałek chleba, a po pracy siedzą spokojnie przy ciepłem ognisku domowem z dłonią w dłoni, z sercem przy sercu.... Tyś mi to wszystko ukazał Sylwestrze, tyś duszę moją przywiązał do tych pięknych obrazów; do ciebie też ja należę cała, i nikt nie będzie mię miał prócz ciebie, nikt... nikt...
Gdy Piękna z coraz rosnącym zapałem i koniecznem a zarazem wzruszającem połączeniem gniewu i czułości wymawiała te wyrazy, niewiedzieć jakim sposobem znalazła się ogarniętą szerokiemi ramionami Sylwestra, w których ukryła się drobna jej postać, tak jakby już naprawdę raz na zawsze uciekła od tego, przed czem z naiwnym przestrachem cofała się dusza jej dręczona od kolebki zmorami złego. Po chwili młodzi rozmawiali z sobą znowu ale już spokojniej.
— Będę na ciebie czekała, Sylwestrze, będę czekała choćby długie lata... choć Bóg widzi jak mi źle, chłodno i smutno w domu...
— Znajdę sposób zapracowania sobie na chleb i dach — odpowiedział Sylwester, — jestem zdrów