Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.
—   110   —

czory zimowe przy kominkowym ogniu. Jestem pewna także, że i gościowi naszemu nie będzie nieprzyjemnem przypomnieć sobie ten wiejski zwyczaj mieszkańców północy, do których on sam z urodzenia należy.
Rzekłszy to pożegnała wszystkich skłonieniem głowy i uśmiechem, i odeszła krokiem jakkolwiek powiewnym i powolnym, nie chwiejnym jednak ani słabym.
W godzinę potem zmrok zapadł zupełny, ale w pracowni hrabiego, w starej poważnej komnacie umieszczonej na górnem piętrze baszty, jasno było od żywego ogniska, szeroko i wesoło płonącego na wielkim, dawne snać czasy i obyczaje pamiętającym kominie. Różowe i złote światła migotliwemi szlakami opływały ciemne lamperje ścian, uwydatniając delikatne, zdobiące je rzeźby, wywołując z cieniów powikłane wieńce kwiatów i liści, i figlarne pyzate główki podtrzymujących je genjuszków. Z tej fali chwiejących się, świetnych świateł, wyłaniało się także parę wielkich płócien namalowanych mistrzowskim pendzlem, przedstawiających poważne historyczne sceny. Na wielkim stole zarzuconym książkami, rękopismami, listami, rysunkami i robotami kobiecemi, paliła się jak zwykle lampa, bladem swem światłem tworząc malowniczy uplot z gorącemi, jaskrawemi blaskami ogniska. W pokoju tym cztery osoby zgromadzone tu tak