Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.
—   126   —

ny pałac ze ścianami z alabastru wyrzeźbionemi, z blado błękitnym stropem wspierającym się na filarach kryształowych, brylantowemi soplami obwieszonych. Ściany te i filary składały się z dębów, klonów i jesionów, okrytych grubą warstwą olśniewającego szronu. Pomiędzy niemi przeglądała gdzieniegdzie ciemna zieleń jodeł, zwieszających kolczaste gałęzie pod ciężarem oblepiającego je śniegowego puchu. Polana otoczoną była dokoła ogrodzeniem prostem, lecz mocnem i zgrabnie wykonanem, i zasłana gładkim, grubym kobiercem śniegu, po którym niby sieć krzyżowały się wązkie ścieżyny, wiodące od niewielkiego domku do gospodarskich zabudowań, albo okrążające owocowe drzewa i gruppy krzewów, ochronione przed chłodem zimowym słomianem spowiciem. Domek posiadał w górze facjatkę z szerokiem weneckiem oknem, a w dole po dwa spore przezroczyste okna z każdej strony ganku, o parę stóp nad ziemię wyniesionego. Okna te połyskiwały od słonecznych promieni ukośnie przedzierających się przez białe sploty drzew ośnieżonych; z dwóch kominów sterczących nad białym dachem, wiły się w kłębach grube zwoje srebrnego dymu.
Dwie kobiety zmierzały widocznie do owej chatki w lesie, ale szły już nie jednostajnym krokiem. Jedna z nich wyprzedziła nieco drugą, jakby zmęczoną. Idąca przodem stanęła, i obejrzała