Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.
—   191   —

Młoda gosposia zakrzątnęła się około stołu. Służąca uniosła najmłodsze, uśpione dziecię w głąb domu; najstarszy chłopczyna dosiadł znowu swwego wierzchowca, i rozpoczął na nim nowe podróże, z mniejszym już tylko jak wprzódy hałasem; dziewczynka czepiała się sukni i rąk matki, dopominając się o przypuszczenie jej do czynności gospodarskich.
Dwaj mężczyzni siedzieli obok siebie niedaleko okna, i popijając wybornie sporządzony przez gosposię napój, prowadzili ze sobą żywą rozmowę, — a raczej gospodarzto domu mówił ciągle prawie, gdyż gość daleko więcej patrzał i słuchał niż mówił. Byłoto znać jego zwyczajem; a może też skromny lecz pełen życia, ładu i wesołości widok, jaki miał przed sobą, był mu nieco nowym, nieznanym, i wzbudzał w jego umyśle zajmujące jakieś uwagi i spostrzeżenia. Sylwester z ożywieniem opowiadał o swych zajęciach i obowiązkach, w których widocznie wielkie miał upodobanie.
— Lubiłem zawsze naturę, — mówił; — żyć na wsi było mojem marzeniem. W młodości jeszcze miałem chęć kształcić się na gospodarza wiejskiego; ale ponieważ miałem serdecznego przyjaciela, który wybrał sobie zawód urzędnika, nie chciałem rozłączać się z nim i poszedłem tą samą drogą. Potem jednak Kazimierz Chmurski zgubiony został pewnym okropnym wypadkiem, pewną, można rzec,