Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.
—   194   —

— Jeśli ty mogłeś opowiadać o przyczynach swego szczęścia, dla czegóż ja niemam mówić o tem zkąd wzięło się moje? Bo trzeba panu wiedzieć, — ciągnęła zwracając się do Dembielińskiego, — że gdyby nie poezja, nie byłabym nigdy żoną Sylwestra, nie mieszkałabym tu, nie kochałabym moich dzieci tak jak je kocham; ale wyszłabym była za pewnego obywatela z dwoma garbami na nosie, którego znieść nie mogłam, i tak jak starsza siostra moja, która wyszła za obywatela, mieszkałabym w wielkim zrujnowanym domu z dziurawym dachem, chodziłabym w brudnej sukni i przydeptanych pantoflach, i narzekałabym od rana do nocy, że jestem obarczona rodziną. Cóż? czy nie prawda Sylwestrze? Wszak Rozumna, która poszła za obywatela dla tego tylko, że on był obywatelem, nie jest wcale zadowoloną ze swego losu; a ja z mego jestem zupełnie zadowoloną.
— Dzięki poezji, — zauważył Dembieliński.
— Tak, dzięki poezji, — z wyrazem głębokiego przekonania potwierdziła młoda kobieta; — żeby pana o tem przekonać, opowiem panu, jakim się to stało sposobem.
Obejrzała się na dzieci, które przy bocznym stoliku zajadały swą wieczerzę, wesoło gwarząc; napominała chłopca, aby nie mówił zbyt głośno, dziewczynkę, aby nie oblała swej różowej, perkalikowej sukienki; poczem zwracając się do gościa i chrupiąc