Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/258

Ta strona została uwierzytelniona.
—   252   —

się z ukochanym. Czas ów był prawdziwym czyścem, w którym moralna jej istota pozbywała się do reszty złych przyzwyczajeń nabranych od dzieciństwa, wzrastała mocą cierpień i tęsknoty. Ale jakże zarazem czas ten był gorzkim dla niej i ciężkim do przebycia! Była ładną i ujmującą; starano się o jej rękę, ale ona odrzucała majętnych pretendentów, na których rachowała i którymi pyszniła się jej matka. Przyszło do tego, że dwie te kobiety stanęły naprzeciw siebie w postawie niemal nieprzyjacielskiej; córka broniła praw serca swego i obstawała przy nich, matka odpłacała jej za to chłodem zawziętym, nie dającym się rozgrzać proźbami ni łzami. Nadszedł rok ostatni z czterech, w których matka i córka mieszkając pod jednym dachem, zasiadając do jednego stołu, nie zamieniły pomiędzy sobą ani jednego słowa.
Młoda dziewczyna kochająca namiętnie, rozmarzona może trochę, drętwiała pod mroźnemi spojrzeniami swej matki a żadne z siostr ni braci nie stanęło przy niej z pomocą. Siostry zazdrościły jej może tajemnie dźwignięcia się moralnego i pięknego uczucia jakie powzięła, ale w obejściu pomiatały nią jak istotą nierozumną i im nieużyteczną. Z braci jeden został pijakiem, drugi lichwiarzem. Wtedy samotna i upadająca na siłach narzeczona Sylwestra często przybiegała do ojca, wkradała się do pokoju w którym zwykł był zamykać się szczelnie, zarzucała mu