Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/408

Ta strona została uwierzytelniona.
—   402   —

— I któż mi o tem zaręczy? — rzucił Dembieliński z błyskiem ironji w oczach.
Suszyc uśmiechnął się z goryczą. — Ja — odpowiedział — ja, którym pana pociągnął w tę przepaść bez dna....
Przez chwilę milczeli znowu.
— Spóźniłem się — zaczął Suszyc; wiedziałem, że on udał się tu, i sądziłem że go dognam w drodze i od zamiaru szalonego odwiodę. Myślałem że gdybym nawet jednocześnie z nim tu przybył, potrafiłbym zapobiedz katastrofie. Ale, wszakże stało się tylko to co stać się było powinno.
— Powinno? — tonem pytania powtórzył Dembieliński.
Suszyc milczał znowu chwilę, — Z dwóch męczarni — rzekł — mniejszą jest ta która mię czeka, niż ta jaką przeniosłem dotąd. Tak — ciągnął podnosząc na Dembielińskiego blade swe oczy, które teraz mieniły się połyskami bólu i szyderstwa — nie wszyscy zarówno dobrą mają pamięć.. nie wszystkim jednako okoliczności i warunki życia pamiętać pozwalają... Przed panem paliły się w złotych urnach światowe kadzidła... na głowę twą fortuna sypała z rogu obfitości sławę, powodzenia, bogactwo... nic dziwnego że śród dymów i kwiatów zagubiłeś pewne wspomnienia... Ja byłem podobny do stłuczonego garnka, nie mogącego ruszyć się ze śmietniska na jakie go wyrzucono... W przyszłość patrzeć nie miałem