Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/450

Ta strona została uwierzytelniona.
—   444   —

— Powiedziała prawdę, parole d’honeur, Rozumna powiedziała prawdę — krzyczał Ferdynand, na znak niby gorącej approbaty i niezmiernego rozweselenia nogi i ręce rzucając w powietrze. Dzieci bawiące się na środku pokoju śmiały się też przeraźliwie, zachwycone śmiechem starszych osób, którego nie rozumiały powodów; ale te które siedziały u kolan matki, przelękły się wrzawy, i szarpiąc ją za suknię krzyczały z całych sił.
— Cicho, Adrjanno! nie płaczże Matyldo! dostaniesz rózgą, Rudolfie! — wołała matka wrzaskliwego potomstwa, szarpiąc za bluzkę jedno z dzieci, uderzając po ręku inne, tupiąc nogą na trzecie i grożąc mu ręką.
— Adrjanna, Rudolf, Matylda! — zanosząc się od śmiechu wołała Dowcipna; — ponazywałaś, najukochańsza siostro, wszystkie dzieci swoje imionami tych bohaterów romansów, o których roiłaś kiedyś siedząc u tego oto okna, i patrząc na tę oto kałużę! Dla czegożeś którego z synów nie nazwała Rodinem ale Szurynerem, a jednej z córek...
— Gdybym której z moich córek chciała dać najbrzydsze, najobrzydliwsze imię jakie znam na całym świecie — krzyknęła Rozumna, — nazwałabym ją imieniem mojej siostry...
— Słuchaj Rozumna! — wołał Ferdynand, śmiejąc się do rozpuku — jak ci się urodzi jeden jeszcze syn, daj mu moje imię...