Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/490

Ta strona została uwierzytelniona.
—   484   —

szuflady, i wydobyła z tamtąd przedmiot sporej objętości. Byłoto pudełko obite skórą angielską, złoconemi wyciskami na zwierzchniej stronie przyozdobione. Otworzył je i wyjął zeń inny jeszcze przedmiot, który błysnął śród zmroku połyskiem stali doskonałej, starannie czyszczonej i przechowywanej. Stal ta oprawna w rękojeść z hebanowego drzewa połączonego z kością słoniową, wydobyta z aksamitnego swego posłania, zdawała się patrzeć w głąb mrocznego pokoju czarnem okiem pistoletowej lufy. W tem oku przepaścistem zatapiały się przez chwilę oczy człowieka, trzymającego w swem ręku posępny przedmiot, w którego twardem i cichem łonie krył się nie jeden pocisk morderczy. Zdawać się mogło iż zapytywał o coś oka tego. — Co kryjesz za sobą? Czy piorunowy oddech twój niszczy zarówno pamięć o życiu jak życie samo? — czy usta swe złączywszy z tobą pocałunkiem śmiertelnym, człowiek rozłącza się na wieki ze wszystkiem co było nim, z nim i w nim? Czy pocisk twój piorunując mózg człowieka zmywa plamy jego przeszłości? Narzędzie śmierci! jestżeś zarazem narzędziem pokuty, restytucji i rehabilitacji?
Przy ostatniem pytaniu podniósł głowę, i odpowiedział samemu sobie. — Nie!
Narzędzie śmierci nie było narzędziem pokuty, restytucji i rehabilitacji; narzędziem zlewającem