Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.
—   77   —

źwierciadłem, i drżącemi, rozpalonemi rękami owijała w koło zwiędłego czoła grube zwoje złocistych włosów; ze łzami w pobladłych źrenicach rachowała swe wdzięki i te które pogasły, i te które pozostały jeszcze; a od czasu do czasu przyciskając dłoń do falującej piersi, usiłowała stłumić i do milczenia skłonić nagle rozbudzone, lecz tem gwałtowniej szamocące nią żale i wyrzuty. Krystyna spokojna i przeczysta jak zbliżający się ku południowi poranek dnia pogodnego, jasny wzrok zapuszczała w toni własnych myśli. Nie było tam jeszcze żadnego żalu, żadnego przypomnienia popełnionej winy, żadnego cienia samej sobie czynionego wyrzutu; tylko jak w falach wody roziskrzonych gorącą łuną południowego słońca, tak w myślach młodej dziewczyny drżały i przemykały szybko smugi ogniste, przeczucia może i przepowiednie blizkiego wytrysku uczuć, teraz jeszcze spoczywających na dnie pod osłoną gładkich, liljowych przezroczy.
Żadna z dwóch tych kobiet nie spostrzegła drobnego, czarnego punkciku, który ukazał się w oddali na białej drodze osadzonej wierzbami i topolami, krył się kilka razy po za wypukłościami gruntu, zdawał się przelatywać owinięte śnieżystym płaszczem góry i doliny, rósł, zwiększał się, przybierał coraz określeńsze, wyraźniejsze formy. Byłyto wytworne sanie z bogatym zaprzęgiem, któ-