Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.
—   118   —

ku przy swém ognisku domowém, ani pragnącego pokrzepić kroplą wody, ani ze zgłodniałym połamać się kęsem chleba. Niechaj, jak orlę przez jastrzębia ścigane, leci on szybko i nieustunnie przez lądy i morza, aż dosięgnie tego kraju, w którym spocząć mu będzie wolno i sięgnąć po ogień i wodę, a którym jest zamieszkiwana przez wpół dzikich Japodów, Liburnów i Dalmatów, ponura, głucha, dzikiemi górami zarosła, Illiria barbara. Brzegi kraju tego oblewają błękitne wody Adryatyku, na których potężne swe statki budują olbrzymio silni Liburnowie, a w ich pobliżu rajską pięknością uśmiechają się do żeglarzy wyspy, przed wielu wiekami już użyźnione i przyozdobione przez wynalazczy geniusz osadników greckich. Ale tam daléj, w głębi lądu ciemnego od gór i lasów, niéma gajów oliwnych, ani wesołych winnic; pól swych Japodowie nie zasiewają złotą pszenicą i miast wielkich, świątyń białych, portyków, posągów, fontan, bijących dyamentowemi deszczami, nie wznoszą Dalmaci. Tam w szarych wodach samotnego Oenusu, przeglądają się tylko nagie skały i smutnie szumiące sosny, lub ławice białego piasku, na których wiatry kreślą szeregi dziwnych hieroglifów; czasem spragniony jeleń spadnie ze spadzistości i gibką szyję swą pochyli nad szlakiem wody; chyża sarna przemknie śród grobowéj zieleni iglastych lasów,