Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.
—   10   —

wało się naglące wołanie: „Turio! Turio!“ Nieobecność żony Wespilion wtedy tylko mógł znosić, gdy pracował, lub gdy go jakiekolwiek obowiązki zajęć i stanu jego zdala od niéj trzymały.
Szczęśliwi jeżeli losu swego są godni, lubią siać szczęście dokoła. W domu tym niewolnicy nawet mieli pogodne twarze i żywość ruchów, znamionujących sytość ciała i wesele ducha, a nie było ich wielu, gdyż często bardzo Wespilion i Turia całe gromady ich obdarowywali wolnością. Wyzwoleni imali się handlu, rzemiosł i innych profesyi różnych, do jakich usposobił ich pobyt w domu dawnego pana, który „patronem“ ich pozostawał i nie jak niewolnicy już, lecz jeszcze jako „klienci“ służyli mu wiernie i ochotnie, czy to powiększając sobą orszak, lektykę jego na ulicach miasta otaczający, czy dając mu rzęsiste oklaski, gdy przemawiał w senacie, lub wstępował na „rostrę“ mównicę publiczną, wznoszącą się pośród Forum, czy, broniąc imienia jego i sławy od wszelkiéj skazy, którą uszkodzić-by je chciała zła wola i zawiść.
Jednak w dniu pewnym u wejścia do szczęśliwego i spokojnego domu tego, tłoczył się tłum, gwarzący zcicha wprawdzie, lecz niespokojnie, ciekawie i smutnie. Dom znajdował się przy jednéj z głównych ulic Rzymu, zwanéj ulicą Świętą. Nietylko przecież ulica ta lecz i miasto całe nie posiadało jeszcze téj świetnéj postaci, bogactwami kapiącéj