Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.
—   204   —

jam jeden w tych oczach ujrzał wieszczy płomień; Kassandro, jam cię jeden na ziemi — kochał!
Kassandra (w rozmarzeniu). Słyszéć to... jakaż słodycz! (Z przerażeniem:) Koroibosie, co tam za temi murami?
Koroibos. (powoli obejmując ją ramieniem). Po co pytasz? Czy z tego ramienia, rozkosz wielka, co bogów na ziemię ściągnąć zdolna, w pierś twą nie wnika?
Kassandra (cicho). Tak.
Koroibos. Czy nie czujesz, jak głowa twa, upojona i mdlejąca, szuka wsparcia na mojéj piersi?
Kassandra (jeszcze ciszéj). Tak.
Koroibos. Włosami twemi owinę sobie szyję, aby mi ust twych nie zasłaniały. O, wy, czarne, miękkie, wonne zwoje, bądźcie mi łańcuchem, którego saméj śmierci zerwać nie pozwolę! A wy, usta Kassandry, piękne, natchnione usta, wszak dawno już tęsknicie do ust moich, które długo o jak już długo was pożądają! Tak? prawda, że tak?
Kassandra (jak piérwéj). Tak.
(Koroibos chce ją całować).
Kassandra (wyrywając się mu; z przerażeniem): Nie, Koroibosie... nie, nie to... nie o tém... Co tam, za temi murami?
Koroibos. Pożoga, rzeź, zagłada. Cóż więcéj? czego więcéj ode mnie chcesz? Nie po to tu przyszedłem, aby ostatnią godzinę twoję i swoję w pie-