Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.
—   228   —

żółci, płoche motyle, szybki lodu... gdzieniegdzie tylko świeci tam jeszcze stal hartowna lub gwiazda piękna, lecz któréj blaski dogorywają smutnie i przedwcześnie od nadaremnych wysileń. O, Febie, jeżeli ciał nie żałujesz, czyliż dusz tych nie szkoda? To téż Heloci coraz głośniéj utrzymywać zaczynają, żeś okrutny — i jeszcze trochę, a wszystkiém tém krwawém błotem, którém ich oblepiają Spartanie, w olśniewającą twarz twoje rzucą. I splamioną niém tarcza twoja zostanie najpewniéj — na wieki. Ale dość o tém, bo wiele jeszcze podobnie miłych rzeczy mam ci do oznajmienia, najjaśniejszy z bogów. W Locris panuje tyran Kritos, bez którego pozwolenia żaden z mieszkańców tego pięknego miasta ani powieką mrugnąć ani palcem kiwnąć nie ma prawa. Mało się przecież temu dziwiłam, dostrzegając wszędzie, na bardzo szerokich przestrzeniach ziemi, rozsianych tyranków małych, którym niewolnicy tkają suknie, od mojéj nie mniéj piękne i co dzień tłuste pawiątka pieką, w zamian tyle, ale to zupełnie tyle zgniłego sera i wody zaprawionéj octem otrzymując, ile ich trzeba, aby nie pomarli z głodu i pragnienia. Nad Kolofontem oko w oko spotkałam się z całym rojem bladych Chorób; po Koryncie latała Niezgoda, któréj brudne łachmany i cuchnącą pochodnią zdala już dostrzegłam; od Arkadyi odwróciłam się ze wstrętem, bo pasterze przemienili się tam w trzody, może dla