tylko kiedy nie mogłem nie pisać — wiem że te kilka iskier i łez nikomu się nie przydadzą — w przyszłej drodze może by inaczej było — ale bądź wola Twoja! — Włóż mi to do trumny, niech to pójdzie wraz ze mną w sen długi, bym się z tem zbudził na piersi — — długo błagał mnie o to — i wyjąknąłem, obietnicę — ale nie dotrzymałem. — Wolałem przepisać te świstki hieroglifów — i tę część włożyłem — a resztę schowałem — przepisując co siły nie miałem — (może i lepiej!) chwili do spłakania przy zwłokach jego — cisza była w tym pokoiku na trzecim piętrze pod strychem — tylko w małym czerepie tlał kaganek u głowy jego — a ze ściany patrzył czarny Columbus w okowach i portret Zana. — W ręku miał ten krzyż żelazny co wisiał nad jego łożem — a w koło trumny obstawiłem mu parę wazonów z kwiatami które tak kochał i pielęgnował — pamiętasz to wszystko! Przy zwłokach klęczało tylko kilku siwych starców modląc się, i jakaś biała dziewczyna płakała po cichu. — Nie wiem zkąd przebłądził i ten młody warjat co się tuła po ulicach — długo patrzył śmiejąc się głupkowato aż podszedł, zgarnął mu z białego czoła długie włosy i odpędził muchy co piły w oczu jego ciszy i odchylił powiekę błękitnego oka, po czym krzyknął strasznie i uciekł z dzikim śmiechem. — Potem wszedł z wolna nasz profesor *** stanął — kląkł — i rozpłakał się jak dziecko — nasz nieoceniony! A jam całą noc siedział i pisał i cały ranek aż do południa — a przez otwarte okienko czarno osłonięte dzwonił ten dzwonek, pamiętasz! ten dzwonek Gródka, który na nim takie czynił wrażenie, przy którym dumał wieczorami, usypiał i budził się z rana — a dzwonek ten myśli tajemne unosił w niebo. — Ledwiem skończył już ksiądz *** przybył na ostatni obrzęd. — —
Wiem że ci ulgę przyniesie popłakać nad stratą przyjaciela którego przecie tak kochałeś, a z którym byłeś tak krótko choć z najbliższych jego sercu. — Po pogrzebie zgromadziliśmy się po raz ostatni w jego izdebce — gdzie tyle — tyle przechyliliśmy razem — teraz tak było głucho! — przeczytałem braciom kilka jego piosnek — porwali je między siebie. — Kamieniem ciążyła nam myśl że znów jeden ubył z między nas. Karol odjeżdża wkrótce. — Jaś i Staś ustępują do seminarium — a reszta,
Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/10
Ta strona została przepisana.