Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/102

Ta strona została przepisana.

Od dolin ziemi — niesie w wysokości,
I w zdroju dzięków dusze ich obmywa —
O, ależ biada gdyby wspomniał chwilką,
Że jego szpony nie ich duch unosi,
Cisnąłby z szczytu, wraz z pieśnią co głosi
Ze chrztu piorunów, gwiazd, ciemną mgłą tylko — —
On siadł — on milczy. I wszyscy w milczeniu
Czekają, póki pieśni nie powtórzy,
Co lubią słuchać w półsennem marzeniu —
I cisza w puszczy, jak cisza w przed-burzy.
On dużo pieśni umie im wygrywać,
O puszczy snach,
O Beduinach,
I odaliskach,
I Greckich spiskach —
Lecz dziś nikt nie wie co za pieśń ma śpiewać? —
On duch swój wieszczy ukrył w złotą stronę —
I szarpnął arfy strony wyprężone;
On ich nie muskał białemi palcami,
Szarpnął — rozpaczy orlemi szponami
I jak dwa węgle z pod turbanu błysły
Te czarne oczy co w błękit wzniesione,
U dalekiego celu gdzieś zawisły —
Aż kiedy wzrok swój ku słuchaczom zwrócił,
Z głębi swej piersi taką pieśń zanucił:

Cisza w Baszowskim seraju —
W pląsach i śpiewach czas płynie,
Selim proroka śni raju,
O złotej marzeń godzinie! —
Ostatnia branka licem najcudniejsza
Rozpocząć miała swe dzikie tany,
Kiedy oznajmia służba najwierniejsza
Że przybył kuglarz nieznany.
« Niech wejdzie! » Pan ręką skinął
I wszedł on sztukmistrz z zachodu,
Na piersi ramiona zwinął,
Rzekł — że wraca z Carogrodu —