Jak gdyby anioły na arfach zlecieli nad Krakow zapłakać —
I Wawel tam wieków zamilczał milczeniem, żywionem,
Co mówi — o! dożo — a więcej nad gardła spizowe,
Co mówi sumienia odgrzmotem acz niemym wśród wieków —
To dreszczem zmartwychwstań obudzą myśl tęskna i wielką,
Co w niebo arf głośnem ulata westchnieniem, a gromem
Upada na ziemię! —
Ty wyszedłeś na wzgórek starcze — i dłońmi drżącemi
Ślesz błogosławieństwo, nad głosy uśpione, ty, ludu?
Oby stwórca je spełnił — oby! jak nasiona z serca
Twego po ziemi się rozleciało — odkwitło hojnie!
Okryło wiosenne niwy! — — I wsparty na kiju swym
Poszedł starzec ku wiosce. której rozsiane chaty
Poczynały się ożywiać, to śpiewem porannym, to
Ciosem niewieścim, to dźwiękiem kosy, lub rykiem bydła —
Spojrzał na Kraków — i zapłakał — nikt kopuł Marjacki,
A nad tą zoraną rolą skowronek się wbijał już.
A jeden z możniejszych wieśniaków, w bieluchnej siermiędze,
Wołki swe poczciwe zakładał z porankiem do pługa —
A pozdrowiony pielgrzym spytał go: «Czyje tam kości
W tej mogile leżą wysokiej — co zielono’
Nad wasze się łany uniosła?» Odrzekł wieśniak:
«Nie wiem — i orał, a pielgrzym szedł dalej swą drogą. —
U drożyny zielonej, potrząsnionej perłami rosy,
Stary pielgrzym ujrzał z daleka małe pacholę —
Cicho dzwonił z wieżyczki, co z mgieł na modlitwy poranne
Lejąc dźwięk srebrny. Pacholę klekło u stóp krzyża przy
Drodze i dziecinnym głosem jęło mówić: «kiedy ranne
Wstają zorze — — »
«Chłopcze! spytał wędrowiec, wiesz li ty
Kogo ten tam kryje kopiec? Ot tam! — A dziecię ludzkie: