To wódz na czele hufców bojowych
Ma wyjść w ziemi swej obronie,
Naprzeciw szykom najeźdców nowych:
Do Bogów młode wzniósł dłonie.
Nad stosem stoi wódz — za nim szyki.
Milczy — przyłbica twarz słoni,
Wzrok jego dziki, strój jego dziki;
On po niebie wzrokiem goni!
Tam, tam, z daleka, w niebios błękicie
Leci — ha! orzeł wspaniały! —
Uwisnął w górze, w górze na szczycie,
Nad stos ofiarny — zuchwały.
Trzykroć zakrakał i wionął pióry,
Chcąc znowu lecieć w błękity:
Wódz łuk swój napiął, strzelił do góry —
Orzeł spadł, strzałą przeszyty.
Wódz chwyta orła: «dzięki wam Bogi!
I na stos kładzie ofiarny,
Tak krew niech wasza płynie o wrogi! »
I strzelił — dymu słup czarny.
Hej! jadą tłumne, dziarski szyki,
A na ich czele wódz młody,
Wzrok jego dziki, strój jego dziki,
Choć twarz tak pełna urody.
Któż to żołnierze, ten z jasnem czołem,
Ten co was wiedzie do boju? —
Ach! licem równy z pomst archaniołem,
Z rycerskim mieczem w tym stroju!
Lecz z wtórej strony Wisły tłum inny,
Bieży — i starły się szyki,
Na tamtych czele wódź dzielny, czynny,
Ale mniej piękny i dziki.
I obaj wodze hełmy na lice
Sunąc, zcierają się razem;
Błyszczą ich miecze, błyskają źrenice —
O, strasznym bój ten obrazem.
Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/115
Ta strona została przepisana.