Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/122

Ta strona została przepisana.

I tak się wiodąc wraz śpiewali pieśni
Rożne i liczne jak gwiazdy w niebiesiech,
A z nich te kilka doleciały echem
Z borów i dolin — by przeżyć śpiewaków.





TRZY SOWY.


Było dwóch szewców — jeden niestateczny
Co nie pracował nigdy i przetracił
Całe swe mienie na wszeteczne życie
Wtóry zaś młody, co pracował krwawo
I zbierał pilno dla swej matki starej.
Lecz raz ów sprośny, zajrzawszy skapany
Krwawo trud swego życia towarzysza,
Chciwie się dorwał do skrzyni przemocą,
Jemu zaś oczy wy łupił, i z kijem
W odartych szatach na świat go wypędził —
0! długo — w niemej rozpaczy szedł biedny
Długo zawodził i o pomstę Bogów
Wył pod niebiosy, aż z żebraczym kijem
Poszedł macając — tak, szedł długo, długo,
Po śpiewie ptasząt czuł że dzionek świta,
Po rosie kwiatów, że noc gwiazdolita —
Aż raz śród boru zabłąkał się w nocy,
I senny zawlókł się tam w jakieś mury:
To murowana była szubienica,
Na której kilka szkieletów wisiało,
A z gruzów zamku co mchu stały w lesie,
Ta szubiennica, jeszcze pozostała —
Tam on się wczołgał, i szlochał z rozpaczy
Na los swój podły, na swój chleb żebraczy —
Aż spokój w serce spłynął mu powoli,
I usypiając już się modlił Bogom —