Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/130

Ta strona została przepisana.

Ale tam znajdziesz spokój — a ja nie mam
Dzieci, więc bądź mi dzieckiem ty sierotko! —
I zawiódł w chatę, położył na sianie,
Przyniósł jej kwiatków, co po woni znała,
I na swej arfie przygrywając śpiewał,
Że długo jeszcze z boleści szlochała
I pereł mnóstwo lśniło się na sianie —
I rzekła: weź to starcze, to klejnoty!
Co w strasznej serca wypłakuje doli —
Będziesz bogaczem, za to że sierotę
W nędzy do chaty ojcem przygarnąłeś. —
Lecz na to starzec nic nie odrzekł, ino
Perły te zgarnął i przez rok zgartywał
A ją na arfie uczył grać w niedoli —
A miała cudny głos, gdy zaśpiewała,
To lasy, skały, echem poruszała,
I milkły ptaszki, a co tylko boli
To w pieśń wplatała, że pieśń ta dźwiękami
Duszy jej wszczęta, starca się już łzami
Kończyła cicho od duszy do duszy,
I nie marzyła o pieśniach wielkości —
Jej pieśni było dość — rozrzewnić serce!
A z pereł dziaduś ulał gęś błyszczącą,
Chodził, wędrował od sioła do sioła,
Z miasta, do miasta, i wciąż tylko woła:
«Kto kupi gęś za parę modrych oczu!»
Aż raz ją wzięła harda, złakomiona
Kobieta jakaś, i dała mu parę
Oczu niebieskich w wielkiej tajemnicy.
Pospieszył starzec, cichaczem do chatki
I oczy wprawił znów ślepej dziewczynie
Twarz swego zbawcy oglądała szczęsna —
A wtedy razem chodzili po siołach
Ona mu arfę niosła i śpiewała,
Piękna jak jutrznia wstająca od morza —
I na ramionach miała arfę swoją,
Perłami ócz jej hojnie wysadzaną: