Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/131

Ta strona została przepisana.

Ozdobę arfy wypłakała w bólu!
I ledwie z niemi że nie wypłakała
Swej nieśmiertelnej, swej dziewiczej duszy!
Idą — z daleka — tam zamek się czerni,
A tłumy dworzan dzień godów już święcą,
Bo ot dziś wieczór zaślubi się parą:
Dostojny książę smutny, jak trup blady,
J ona podła, chciwa zalotnica. —
Stanęli milcząc w dziedzińcu zamkowym —
A właśnie siedział tam książę z dworzany
A przy nim panna w jaskrawych fijołkach
I matka panny, stara czarownica
Z czerwoną szyją, małemi ślepiami,
Wypimpiszona w piórska i szkarłaty! —
Ha! toć śpiewacy — zacny książę woła —
Chodźcie, a bądźcie mile powitani!
I kazał puhar dać swój ulubiony,
A do staruszka i do pięknej, młodej,
Pił i pić kazał — a starzec odpowie:
Za twoje Panie i twej pięknej zdrowie! —
Tu odrzekł książę: uderzcie mi w strony!
Pieśni! o pieśni! ale smutnej, dzikiej
Jak ból, co serce niewdzięcznością toczy — —
I uderzyła w arfę jasnowłosa,
A złote struny rzewnie zapłakały,
A pieśń jej taka była że dwór cały,
Milcząc się w głazy słuchające zmienił —
I pieśń jej rosła — i rosło zdziwienie:
« Gdzie wyją burze — i wichry szalone
Trzaskają dębów zsiwiałe korony,
Gdzie grzmi i piórem ognistą źrenicą
Uderza w skały twarde i niezłomne,
A dzikie bestje kryją się po norach:
Tam leży nędzna śród boru sierota
Kłom wilków podłym na pastwę rzucona,
Leży i jęczy, bo we krwi się broczy.
O bo kobiety — przebóg, nie kobiety!
Bo jej zwierzęta wyłupiły oczy. —