Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/204

Ta strona została przepisana.

Z brzozy co wzniosła nad las młoda głowę,
Wzrok jego leci w błękitne Karpaty,
Dalej i dalej przez borów dąbrowę
W dalekie, przeszłe, zasłowiańskie światy. —
I w nich tu na tej ziemi bohatery
Były podobne Homerowym, może —
I olbrzymiejsze! o, na cześć Wenery
I tu Helenie równe kwitną róże! —
I może — może — to tęskne pachole
Pochwyci lutnię jak w szpony sokole;
Wzleciawszy w górę z skał wysokiej wieży,
Mieczem ognistym spyta strun macierzy. —
A gdy się iskry posypią ich wspomnień
I grobów tajnie — piersi zbudzi płomień!
Więc cóż dziwnego że student śród ciszy,
Szmer heksametrów w listkach brzozy słyszy? —





PIERWSZA MIŁOŚĆ.


Tkliwego serca uczucie dziecinne,
Co jak bławatek na cichym ugorze,
Wschodzisz w łzach rosy nad niwy rodzinne,
Święte z niebiosów płynąc świata morze!
Byłem ja dziecię i dzikie i rzewne,
I nie wiem czemu stroniłem od ludzi,
Do skał i borów, a myśli niepewne
Tęsknie leciały kędy duch się trudzi. —
Tylko wylazłszy na drzewo wysokie,
Krzyknąłem głośno imię mej kochanki:
W błękity niebios leciało szerokie
Krzykiem mej duszy w bezgraniczne szranki. —
Mojego serca o! dziwne pojawy
Cudne i dzikie razem jak w naturze,