Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/218

Ta strona została przepisana.

A z mej Polski — krok tylko tam! — do niebios Pana —
Słońce u drzwi — w nie oczmi spojrzałem orlemi,
Szepcąc urwane dźwięki duszy tęsknej rana —
Choć łzy w oku zamgliły — nie spuściłem oka;
Bo bym był spalił słońce wtedy oczy memi,
Gdy żar piekieł uderzył w jasne niebios czoło —
Pytając zwątpionego głosami proroka
Niebo, w to co było na ziemi w około? —
O! biada wszelkim światom, gdy rozpaczy szałem
Wstanie część nieśmiertelna, o pomstę zawoła! —
Biada! ziemia się staje piekieł ideałem
I z krzyża spadnie w ramię ciemności anioła!
Niebo mi tylko ciszą, odrzekło grobową
I odbiło się pieśni głosem bolejącej
We mnie — jak w falach Wisły — w prąd wieczny bieżącej.
Wtem dwóch idących ludzi usłyszałem kroki,
Nie ludzi — zwierząt — w dali — śmiali się wzajemnie,
Mówili nienawistną uszom naszym mową!
Rykiem lwa chciałem przekląć — i w Samsona skoki
Czarnej szaty otoczyć ich chmurą godową —
Przyszli — a gdym miał przekląć, mój anioł rzekł ze mnie:
Niech będzie pochwalony! —
Lecz żaden powieki
Nie podniósł i ni jeden nie odrzekł: Na wieki! —





PIEŚŃ STAREGO INWALIDY.


Tam, tam — w tym gaju stała nizka chatka,
Tam ja świat ujrzał śród świata najszczerszy,
Tam mnie do piersi przycisnęła matka,
Gdym imię Polski wymówił raz pierwszy. —
«Słuchaj! mawiała — o pacholę moje,
Jam biedna wdowa, wiek mnie wkrótce schyli,