Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/239

Ta strona została przepisana.

Dziś odarte, nagie stoją,
Szelest kroków owdowiały —
W nich myśl czasu wyżłobiona,
Ich filary jak ramiona
Pokutne, w niebo się wznoszą —
A ludzie prości się boją
Zaniku co upadł z rozkoszą. —
Myśl czasu nieubłagana
Ma w ciszy tu — tron tyrana!
W miejscu godów głos puszczyka,
Dzikie wycie, wicher goni,
I okien szybami dzwoni,
Oto wolność — niewolnika.
Kiedy burza nadleci, i chmur czarne trzody
Rycząc, przez modre pola twe za gromem dyszą,
Skonać musi syn burzy, on wichrów kroi młody
Cisnąwszy garści gromów, nawałnic strumienie,
Musi jękiem konania zakończyć swe pienie
I skonać Ciszą! —
Ciszo witaj w świata gwarze,
Ciszo! świątynio wymowy,
Łzy ciche to twe ółtarze —
Twój głos — to wyrok grobowy. —
I cóż to serce co w piersi człowieka
Bije jak źródło w pustyni?
Zrazu się ciebie wyprze i ucieka
Z twych cichych, wielkich świątyni —
Lecz gdy szał zagra i namiętność dzika
Zatarga struny, któremi
Brzmiało to życie ziemi pustelnika
I odlatało od ziemi —
O! wtedy wracasz milcząca, odziana
Czarno, z twych wygnań daleka,
A wieczór życia — podobny do rana
I cisza — w sercu człowieka!
Bo najsilniejsza, orłem niebios harda,
Jest cicha miłość dziewicza,