O! Gdyby nie ta pieśń boska od czarta
Z serca narodu dotąd nie wydarta,
I nie ojczyzna w jasnym śnie widzenia
Choć ranna, słaba, w hańbie krzyżowana,
Dawno bym przeklął tę arfę co ludzi
W duszy mej cienie zamierzchłe, grobowe,
Rzuciłbym w groby — tam niech kłamstwem łudzi
I gra — na wieczne sądy kapturowe —
Na zmartwychwstanie, pieśni pogrzebowe!
Lecz nim cię rzucę o gęśli żywota,
Nim na bieżący zdrój cisnę z kwiatami,
Wzbij głos akkordów śladem gdzie Golgota —
Powtórz raz jeszcze przed sennych duszami:
Czem byli niegdyś — czem dziś!
Zanuć ptakiem,
Czerpiąc natchnienie nad ojców grobami,
Czem dziś ten człowiek co się zwie Polakiem? —
Słowem ironji dla innych i siebie,
Co w wielką przeszłość poglądają łzawie —
Widzi swych ojców wielkie duchy w niebie
A siebie mrówką nędzną w podlej trawie —
Jeźli nie spojrzy przed się w tym chaosie
I nie zapyta swojego sumienia,
Czem jego rozum — i głos w tłumów głosie
I jego dusza w chwili skajdanienia —
A wtedy oczy on rzuci w niebiosy,
I czuje iście jak mu rośnie czoło —
Że choć je chyli jak dojrzałe kłosy
Nad tłumy Gotów, o gwiazd bije koło. —
I wśród tych jęków nad brzegami Wisły
Stałeś Kościuszko bożyszcze narodu,
Gdy oczy twoje ogniem zemsty błysły,
Musiałeś szukać, wygnanym tułaczem
Przytułku cudzych — wśród cudzych serc chłodu.
Może ty głośnym serc narodu płaczem
Zawodząc, poszedł ku pysznej stolicy,
Kędy przed wieki błysk ojców szablicy,
Zgasił półksiężyc zupełnie już prawie,
Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/249
Ta strona została przepisana.