Potem w kielichy brzękli spienione.
Do Ciebie Bracie! Do Ciebie!
Spełnili toast — klejnoty dzielą,
Mój pierścień męża, a żona
Z synem, nas jeszcze tu poweselą.
„Dla mnie ten krzyżyk z jej łona.
Ale go jeszcze nie dotknął ręką
Gdy nogi pod nim zadrżały,
Drugi się zdławił z pianą piosenką,
Bo nagle piersi ustały —
Gdy padli w mękach na martwe głazy
Próżno walcząc z śmierci marą,
Poznali z brata śmiejącej twarzy
Czyją się stali ofiarą. —
I wszedł wędrowiec do tej pieczary,
A widząc braci szkielety —
Widział tam jeszcze — choć próżne czary
I pokrwawione sztylety. —
Coraz ciemniej w wietrznym lesie —
Suchym liściem wiatr szeleści,
Z głębi puszczy odgłos niesie
Krzyk bolesny, krzyk niewieści!
Z za ciemnego lasu, drzewa,
Wybiega — w bieli — dziewica
Lekka, hoża, czarnobrewa:
Wiatr jej warkocz wciąż rozwiewa
W łzach jej oko — w śmiechu lica —
A ten nów co tam u góry
Tak ucieka po przez chmury,
Mniej jest blady i ponury.