Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/27

Ta strona została przepisana.

W tem wybiega młodzian znowu
Z za czarnego lasu, drzewa,
Leci hoża czarnobrewa
I wita strzelca z połowu.
«Witaj luby! Skąd przychodzisz
Pewnie z łowów tak znużony?
Koń twój kary tak spieniony. — »
«Z łowów!» — «Ej! Czy mnie nie zwodzisz? — »
I na szyję mu się rzuci
I na ustach mu zawiśnie,
W tem z jej oka łza wytryśnie,
W tem z szaleństwa się ocuci —
I przemawia znów w te słowa: —
— «Jakże zimne usta twoje!
Rozgrzej się o serce moje,
Bo ono płonie płomieniem!
O jak pali twoja głowa,
Jak porusza twoja mowa!
Mojem ożyw się westchnieniem;
Bo westchnienie mej miłości
Wskrzesi iskrę śmiertelności! —
Bo tu piekło w mojem łonie
Bez ustanku — płonie! płonie!!» —
«Moja luba jam nie ciepły —
Moje serce już nie bije,
Krew i kość już zakrzepły
Lecz w szkielecie duch mój żyje!
I jak lampa tu, w tem łonie
Bez ustanku płonie! — płonie! —
Siadaj: koń mój wiatronogi
Dotrze kuli ziemskiej rogi —
Mój wierzchowiec uskrzydlony
W inne zniesie nas krainy,
Wskaże oku inne strony,
Bo uniesie nas z dziedziny
Kędy gród mój stoi stary —
Pełnych wiary, amok mój kary
Tam uniesie gdzie mój gród!» —