Gdzieżeś Muzo, co niegdyś twych czasów płomieniem
Grzałaś pierś, której śpiewy dzisiaj jeszcze słyną —
Gdzie śpiewak, co w swe czasy unosi wspomnieniem
Kędy te czasy — Muzo! Muzo nad ruiną? —
Ty znikłaś — znikł twój śpiewak — lecz pieśni nie giną!
Żyją — choć me ukocha ich tu nikt miłością —
W połowie hańbą wieku — a w części jasnością!
On żyć chciał póki mury kapitolu stoją.
Padły mury — on stoi — pielgrzym mimo woli
Przechodząc, w szumie kaskad barwnych łąk Tyroli,
Z westchnieniem zerwie fiołek, co kładł na skroń swoją,
Bo liryczna pieśń leci na czasu rozdroże,
Aż na łódź dziejów siędzie odetchnąć piersiami,
Jak bocian znużony z statku patrząc w zorze;
Śpiewak płynie jak żeglarz przez zdąsane morze —
Skała czasem pierś strzaska, lub ją piorun spali,
A jednak Muzo! pytam, choć leci bezdrożem,
Morze włada żeglarzem, czyli żeglarz morzem?
Ha! On depcze po śmierci — bo on panem fali! —
Przyjaciele!
Zdołalibyście być Panami
Waszego śmiechu, taką postać oglądając,
Której malarz, na końskim karku osadzając
Głowę człowieka, upstrzył by ptaka piórami;
A z mnóstwa członków złożon kształt pięknej kobiety,
Zakończył szpetnej ryby łuskatym ogonem —
Wierzajcież Pizonowie! że takiej zalety!
I potworniejszy stokroć od obrazu tego