Jeźli nie chce miast laurów pozyskać niesławę,
To parodię kapłaństwa w świątyni postawi
I pójdzie cały gorzki w ciemne ojców kraje.
Czyje serce szlachetne i myśl uskrzydlona
Dąży wyżej nad poziom, i nienasycona
Płonie, do lotu, skrzydły, będąc namaszczona:
Ten się czuje na siłach i wie kędy dąży,
Jak orzeł wisząc w górze co nad światem krąży.
Patrzysz go szarą plamką — ledwie dojrzysz tylko,
Lecz on chyżej od gromu na Cię spadnie — chwilką!
A gdy lecąc ku ziemi wzrok słońca wytrzyma,
Po szumie skrzydeł jego poznają olbrzyma —
Pieśń ludzi i kamienie wlecze swą potęgą,
W bezdroże swoich pustyń i w dumań pieczary!
Orfeusz w koło siebie zgromadził poczwary,
Alfion wznosił stolice, rzek okalał wstęgą,
Homer żebrak bogactwa potomnym przekazał
I ślepy w niebo cisnął lecz światłości wstęgą —
Ciemny źrenicą, jasny duchowem spojrzeniem
Zamknął świątynię dumań jasnych gwiazd sklepieniem.
Tyrteusz głosem gęski do boju biedz kazał,
Ludzi — jak liczby z skarsem — w bitwę słał i mazał.
Pieśń ma rękę żelazną, ma wzrok niewidomy,
Którym ciemność rozjaśnia, przenika ogromy,
Ona nad czas silniejsza, w gruzy co czas zburzy
Przyjdzie i na złość wiekom, wiekom je odwtórzy —
Przez nią się stwórca ludom w ciemnem zapomnieniu
Przypomina, i jarzma ku tyranów drżeniu
Strąca z barków niewinnych, na ciemiężców kładzie,
Proroczo myśl ich łamiąc w wzgardzie i nieładzie!
Lecz dużoż jest śpiewaków co poczuli siebie?
O nie! oni są jaśni jak gwiazdy na niebie;
Lecz jak liczba ognistych wśród tych gwiazd kometów,
Tak w ludzkości zbyt mało jest wielkich poetów!
Najwięcej świętokradzkich mędrków upodlonych:
Ci ludów nie zawiodą do brzegów zielonych.
Kto czysty — boski — prawy — ten sobą zaświeci
Ten małym środkiem dojdzie głębi niezgłębionych,
Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/309
Ta strona została przepisana.