Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/311

Ta strona została przepisana.

Nie! zgwałcić przysięgę,
To nieboską jest rzeczą. Lecz głos wiele zdoła —
Faeton! synu godny mnie Ojca twojego;
Oto prośba jedyna, której bym odmówił. —


FAETON, padając przed rydwan.

Oto prośba jedyna! inna nie ma miejsca,
Prośba syna śmiertelna, ufna w łaski Boga.
Ojcze! lubię to tylko — to co niepodobne!
I oto Cię pełzając błagam — na przysięgę!


APOLLO.

Przysięga? o! to łańcuch co objęciem węża
Jak powój słabych roślin krępuje ramiona —
Pęt tych zerwać nie zdołam! lecz posłuchaj głosu,
Głosu bacznych słów z piersi ojca twego Foeba:
Wola twoja niewczesna — wymarzona prośba!
Chcesz dosiąść wozu światła — co leci w obłokach,
Na którym żaden z Bogów prócz mnie jedynego
Nie zdoła się utrzymać: a nawet Pan grzmiący,
Co z szczytu swej siedziby jasny piorun miota —
Żaden z Bogów kierować rumaków popędem,
Którym ogień piersiowy uskrzydla kopyto,
Których nozdrza, powieki pryskają iskrami —
A ty z rzędu śmiertelnych — ?


FAETON.

Ojcze! Ojcze! Ojcze!


APOLLO.

Pierwsza droga jest trudna, nieprzebyta, ciemna;
Jak lodu warkocz na niej uwisły obłędy —
Ona wiedzie do góry — dalsza kolej wielka
Na dumnym szczycie jasnych sklepień gwiazdolitych,
Objęła przestrzeń większą w olbrzymie ramiona.
Tam rumak rozigrany nie chce znać wędzidła —
Pędzi torem szalonym, żując wściekle wodze —
Pieni się, czuje lekkich piór u kopyt skrzydła!
Dłoń twa czy pohamuje dzicz ich wyuzdaną?
A ze szczytu jest chwila do czarnej otchłani,
Co wałami wydęta w dole się kołysze —
I Thetis na pieszczonem usypiając łożu,