Jęk nas choć ryczeć nauczy jaskinię,
Nie wzruszy jej! i będzie puszcz tułaczem
I niech się marnym nie rozkwila płaczem —
Gwiazd czoła ludzka skarga nie dopłynie!
Olimpie! Kokycie! rządcy zmartwiali
Nie was ja wołam! —
Obmierzła! ni ciebie
Nocy na łożu śmiertelnem! ni ciebie
Ty, czarnej śmierci promieniu co pali,
Ostatni lecąc w dni przyszłych przestrzenie
I tam przyszłości odsłania sklepienie —
Drwię chwale ziemi! urągam przyszłości!
Czyż szlochy marne potrwają w stałości?
Czy nam motłochu pośmiertne gawędy
Dadzą choć promień — czy słuszność — czy względy?
Ha! w większych otchłań czas tonie przestworzu
I głupia ufność wielkich dusz, co chwałę
Swą powierzają w ten wnucząt szczep chory! —
I nędzne także z ufnością swą duchy
Co pokoleniom potomnym, konając,
Tu przekazują ku zemście łańcuchy,
Że pokolenia je pomszczą ufając —
Ze wstaną ziarnem pomsty rozsiewając
Ich pęt okruchy! —
Mnie niechaj Aar swym kołem otoczy,
Ze wzgardą śmierci Brutus spojrzy w oczy —
Dzikim zwierzętom i burzy, me ciało
Oddaję —
A powietrzu by rozwiało
Imię i pamięć — — — — — !