Pan Onufry przyjechał do swego sąsiada; z sąsiadem
Mówił o krowach i wolach i merynosach i balecie.
Siedzieli długo rozmawiając tak i grzejąc gardło.
Gdy sąsiad zoczył obrączkę na palcu Pana Onufrego
I spytał co by to było? — « Zaręczony jestem, ziewnął Onufry,
Biorę cztery kroć sto tysięcy kapitału, i ziemie — »
I mówił troszeczkę o tem śmiejąc się Onuferek.
Potem w kwadrans mówili o krowach, wołach i merynosach,
Towarzystwie agronomicznem i balecie — i parlamencie:
Odjeżdżając zaprosił Pan Onufry sąsiada na swe wesele,
Popili się — i mówili o krowach, o wołach i merynosach. —
Mniejsza o trabantów dworu co karłami
W królewskich mieszkali pasztetach, i lilie kazili,
Ale miał jednego co był godzien być mu wrogiem tu,
Dokąd nie runął — a po upadku widzieć człowieka! —
Chateaubriand nie cierpi Napoleona — w jego oczach
Żył tylko despota Bonaparte — nie Napoleon Cezar —
A jednak kto o nim z większym zapałem mówi, sam
O tem nie wiedząc, jak on? kto ołtarz ofiarny
Podpala mu, nie znając niby dymu całopalnego?
Jakież są myśli jego na widok skalistych skroni,
Co z daleka wychyla z fal skała Heleny? —
l kto w brzóz płaczących szmerze słyszy jego dzieje,
Dumając w zdumieniu jak głaz — nad głazem grobu jego?
On chcąc mu złorzeczyć, poczyna jego epopeję,
Bo ciśnie na niego kamieniem, a z kamienia
Wyrastają jeniuszki Deukaliona, nucące
Piosnki cudne na chwałę Piramid zdobywcy,