Geniusz nie potrzebuje protektorów; geniusz
Prześladowców potrzebuje! a protektorat
Wszelki przyświeca lampy blaskiem słońcu.
Co się śmieje z lampy swej podstawy niegodnej!
Jemu chmur dajcie! chmur o! czarnych na czoło,
By z nich odrzucił wiekom piorun światłości wiekuistej?! —
Lecz wam się on zawsze smutny przedstawi, wam,
Co na zewnątrz widzicie myśl i pieśń i geniusz.
Co nie czujecie wewnątrz siebie, jego wnętrza! —
Choć chydry wrogów jego łby padną pod stopy
Posągu, jego na piedestał — on tem smutniejszy
Będzie w dumie zadumy swojej i smutku swego;
Bo kto raz krzyknął, ja wielki, ten chmurę
Na czoło wziął, którą kiedyś zrzuci aż z ciałem! —
Jednakim zawsze lotem o! duchu żeglujesz.
Przez wieki ku wieczności — przez cienie ku światłu!
Ku wolności przez miłości piekło! o! duchu!
Czy patrząc na zamczysk szkielety, jak w szczerby zębów
Olbrzyma, co pożarł swój płód, i szatę piersi twej,
Lub pierś twą, z przeczenia zawyciem rozdzierasz piekielnem,
To dwa jednakie masz skrzydła — i oczy idei słoneczne
Czy cię myśl zawlecze tłumami pod mury Jeruzalem,
Czy walcząc pasujesz się z sobą krwi czy myśli próbą;
Czy skrzydłu jednemu na imię Buonarotti,
Czy drugie siły swe nazwie Buonaparte! —
Tyś jeden — i światłość miłości, wiecznością wolna w tobie
Choć szaty wieków przemieniasz śmierci pocałunkiem,
Tyś większy jak śmierć, ty i wieczność — wieczność i ty! —