Lecz gdy najwyżej ku blaskom słońca
Orzeł się wzbijał do szczytu
Ramię jej mdleje — błaga gwiazd gońca
By chwilę zleciał z błękitu;
Lecz tenże wyżej leci — o biada!
Ramię zdrętwiało — wzrok mami
I z skrzydeł orla z krzykiem upada —
Rozdarta między skałami.
Orzeł popłynął o wiotkich piórach
Ona skonała na skale,
Krzyk jej bolesny skonał gdzieś w chmurach,
A duch w pokucie śle żale.
Gdy się wysunie z za gór wieczora
Księżyc czerwony za chmurą,
Widać nad stromym brzegiem jeziora
Dziewczynę białą — ponurą —
Przez całe noce, wichrem targana,
Czeka i czeka dziewczyna,
Az dzwon zadzwoni po rosie z rana —
Lecz ptaszka nie ma i nie ma!
Kalino młoda! posłuchaj kalino!
Nie chyl oblicza, nie chyl do powoju,
Ciebie te liście tak silnie obwiną
Uduszą w szacie wiosennego stroju!
Kalino świeża! posłuchaj kalino!
Sąsiedni jaśmin namiętny świeży
Owieje ciebie namiętną wonią —
Czemu twe lica od niego stronią?
Nie słuchaj wiatru kalino! —
Patrz! patrz, ku tobie śnieżne kwiecie chyli:
Z jego kielichów jak roje motyli
Pija słodycze miodowe