Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/373

Ta strona została przepisana.

A że na tym krzaku były ciernie
A więc cierniami zwą się różowemi! —
Stroiłem się noc całą — aż dzień
Się zrobił — odsuwam story — a! —
Pok oknem w srebrnej pościeli — ty!
Ty jasnowłosa — modrooka — uśpiona
Jak aniołek w pieluchach chmur,
Lecących na wschód — ! A do ciebie
Przyszła jakaś druga, biało ubrana
Wstęgą niebieską przepasana,
I na mnie pokazując małym palcem,
Budząc ciebie rzekła:
Ten w oknie nie usunął story
Żeby dzień widzieć — ale żeby ciebie widzieć.
Ja ją zabiję! zapiorunuję!
Błękitnie przepasaną!
Noża! — noża! — budzę się — łańcuch gniecie
Łańcuch! ha! ha! ha! śpij —
Ja nie odsunął story
Żeby dzień widzieć! lecz ale żeby ciebie widzieć.
Łańcuch! cha! cha! cha! łańcuch — cha! —
Mam łańcuch! lecz spadnie mi kiedyś? —
I głos mój usłyszeli tam! tam!
Pod smętarzem zmarli w mogiłach.
I śmiali się tak strasznie w trumnach,
Rzucając brzuchami ze śmiechu,
Że się aż mogiły ruszały,
Jak fale na morzu przed burzą.
I jam się śmiał z niemi — noża! cha! cha! cha! —





UPADEK ROMY.




Rzym był głębiną wśród bagien i brodów.
Swym Gladiatorom klaskał, gdy ozdobnie,