Kaczka z kurą zawstydzone
I od ptaków wyszydzone
Odtąd w zgodzie na wsze próby
Ostrzą pazury i dzioby —
Gęś choć głupsza poszła górą,
Bo z tej chwili skorzystała,
Gdy się kaczka biła z kurą,
I odtąd też spanoszała. —
Śmiały z tego kury, śmiały i kurczęta,
A jeden kapłon stary,
Godzien szacunku i wiary,
Dotąd to wydarzenie pocieszne pamięta.
Śmiał się raz z kominiarza cygan osmolony,
Że czarny gdyby szatan z miotłą się uwija.
Obaczym to! kominiarz odrzekł oburzony,
Kto bielszych rąk i serca, czyja bielsza szyja.
Jam czarny, bo wymiatam sadzę co smolicie,
By was ogień nie spalił — więc czarne me życie.
I gdy pierwszej niedzieli błysnęło zaranie,
Stanął biały kominiarz przy brudnym cyganie. —
Lud się zgromadził w szacie godowej —
Znosi tam palmy — i znosi kwiaty,
Obiata winna z czary słoniowej
Zadymi wkrótce w duchowe światy. —