A właśnie djabeł przechodził tamtędy,
I gdy nów blady przez chmurki przyświeca
Pomyślał — «Zyskam może u niej względy
To będzie dobra — djablica!»
«Gdzie już mój rozum, pazur, nie pomoże,
Tam ona pewnie dojedzie wielmożna,
Będzie panować w djabelskiej komorze
Gdy już w pałacu nie można.» —
I on już stary, nieco szpakowaty,
Czas jemu srogi, a i pannie śpieszno,
Więc nuż w zaloty, i pod płaszcz skrzydlaty
Porwał starą dziewkę grzeszną. —
Lecą daleko — on jej rozpowiada
Jakie mieć będzie ogrody, pałace
Jaka usłużna djablików gromada
U nóg jej złoży swe prace.
Jak to tam będzie hucznie i wesoło
Nie jak w jej ziemi, bez głodu, drożyzny,
Klął się, że w piekle, na swe twarde czoło,
Nie zniesie nigdy pańszczyzny. —
Ona się cieszy, i dumna i rada,
I tylko patrzy w obiecaną stronę,
Boć stara Panna, dobrze świat powiada,
W sam raz dla djabła na żonę. —
Wtem kogut zapiał, oświtło na dworze,
Co tchu szatan w piekło gonił. —
Lecz dzwon poranny w Mogilskim klasztorze
Na Pozdrowienie — zadzwonił
Na ten głos jego pazury już słabną —
Padł z nią, i w wierzbę ją zmienia garbatą,
I pokutuje postacią niezgrabną
W długi mech tylko kudłatą. —
Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/65
Ta strona została przepisana.