Wichry targają jej liści warkocze,
Robaki toczą przepruchniałe łono,
I w niej nietoperz co wieczór łopoce,
W mrowisku korzenie toną.
Chłopcy z niej robią fujarki żałośne
Za tych co niegdyś tak sercem dręczyła,
I grają na nich piosenki miłosne —
Kochankom piosnka ta miła —
I odtąd biedna wierzba po nad drogą
Choć wciąż próchnieje, rozpruchnąć nie może,
Każdy się dziwi i uchodzi z trwogą,
Kształty jej dziwne, nie boże.
Dotąd litują się na biedną Zosią:
W niej djabeł siedzi, a nie zjeźć go w kaszy
I lud ją nazwał djabelską gosposią
Bo z niej co nocy on straszy. —
«O pójdę! Pojdę za Adama!»
Rzekła córka ojcu hardo,
«Idź, idź, rzekł ojciec, ale pójdzież sama
Choć to znieść na starość twardo. —
Lecz na te siwe włosy mojej głowy,
Ja nie dam błogosławieństwa —
Adam się nie bił z Tatarem w dzień owy,
Gdy napadł wieś śród przekleństwa. —
A ja żem chował i karmił w dziecięcej
Doli twe lata minione! —
Obyś do chaty nie wróciła więcej,
Ty dziecko złe, obwinione!»