Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/73

Ta strona została przepisana.

«W górze, w górze, nad lip szczytem
Dwa gołąbki znów leciały,
Dwie jaskółki szczebiotały
Znowu w górze! oj pod błękitem —
Oj w górze! oj pod błękitem!»
Znów szarpnął włokiem — sieć próżna była,
Tylko się z nitek woda sączyła. —
«W dole! w dole pod lip szczytem,
Nie rozmawia miły z miłą,
Dziewczę z chłopcem pod mogiłą —
A znowu nad krzyża szczytem
Oj kracze! oj pod błękitem!
Oj pod błękitem!»
I szarpnął włokiem, z smutnem zwątpieniem,
Goni po falach piosnka w oddali —
Rybki się skryły gdzieś w mętnej fali,
Włok błysnął — konchy perłowem lśnieniem!
To koncha! woła, koncha z perłami!
Za którą skarby dają bogacze —
W niej dwie perełki iskrzą gwiazdkami
Oh! już zakończym życie biedacze!
I ujął konchę, w dłoniach ją pieści;
W barw kryształowych karby porżnięta,
A w niej głos dziwny głucho szeleści —
Lecz koncha była mocno przymknięta.
On białe ku niej nachylił skronie,
I milcząc tulił onę do ucha,
Nagle — rumieńcem blada twarz płonie
Lecz rybak milczy — milczy i słucha —
Słucha, na skale milczy jak skała,
Serce tajemnym zachwytem drżało,
Za łzą z powieki łza upadała
A konchy ciało tym głosem szumiało:
Dwie krople niebieskie upadły na ziemię,
Srebrzyste a jasne — jak łezki anioła,
Jak gwiazdy od czoła
Dziewicy niebieskiej — dwie dusze w to plemię —