Idź Heliodorze! o pilnuj pszczoło
Dworu mojego — coś to odgadła!
Już biały ranek odbił o ściany,
Znikł oczom obraz co serce pieści!
Przymikał oczy — ale na próżno,
Choć życia, życiem marę chciał wrócić —
Biada! on marzy myślą podróżną
Kraj, w którym męki muszą się skrócić —
W tem pękły nagle złote podwoje
Szedł dwór z uśmiechem w godowej szacie,
Szło trzech służalców i dziewic troje —
Za niemi stąpał król w majestacie:
Miał płaszcz, koronę, berło — a za nim
Szła młoda branka z Perskiego kraju.
Muzyka cicha porannem graniem
Pieściła ucho, jak strumień raju —
Ona schyliła swe białe czoło,
W ziemię szafirów utkwiła oczy —
On krzyknął — dziwno pojrzał w około
A ojcu łza się po twarzy toczy:
«Oto mój synu tu Perskiej wiary
Branka, co Antioch poślubił stary.
Wstań zwiędłe dziecię — niech zagrzmią gody,
Niech brankę Antioch poślubi młody!
Niech ci jak słowik w palmowym cieniu
Śpiewa swe pieśni w gwiaździste nocy —
Łącz twe westchnienie w pięknej westchnieniu,
Żyj mi i króluj — w króleskiej mocy — —
Wyszedł król — dwór się wytoczył cały,
I tylko Perska branka została,
I Antioch młody — jak skamieniały — —
Tylko gra oczu ich rozmawiała —
I Przetarł oczy — nie sen — o Bogi!
I jak skrzydła podniósł ramiona — —
Tak kwiat wśród cienia zwiędły u drogi
Powstaje z słońcem lejąc woń z łona. —