Drogi mój Tadziu!
Po odebraniu listu od Franciszka o śmiertelnej chorobie Bolesława, Twoje poczciwe serce musiało się gryźć i zasmucić; wiem o tem: a jednak smutniejszą wieść ci przesyłam, byś z nami przebolał stratę Bolesława; wczoraj odnieśliśmy tę trumnę na wspólnych brakach na smętarz Krakowski i z cichym smutkiem zasypali ją na zawsze. — Jęk grudek spadających na niknące wieko i łzy były jedyną pieśnią żałoby nad grobem sieroty — studenta — poety. —
Teraz powiem ci jeszcze coś. —
Kiedy odszedł od niego ksiądz z Panem Bogiem, wziął mnie za rękę i rzekł słabym głosem — wiecie czem byłem — ukrywałem się z tem, bo w dzieciństwie sierocem szyderstwo i zimno ludzi co mnie otaczali w pierwszej młodości, zamknęło mnie w sobie na zawsze — co było we mnie niech zostanie ze mną, to wiadome temu który wie wszystko. Byłem za dumny i za nieśmiały by odsłonić komukolwiek duszę moją — wam dałem serce, lecz widzieliście mnie z najsłabszej strony mojej — łzy i natchnienie moje pozostaną tajemnicą — o! jakżem szczęśliw że ich światu nie oddam! ale już koniec. — Oto poezje moje — popielnica marzeń tajnych sześcioletnich — pisanych ukradkiem w godzinach wolnych od prawa i ekonomji politycznej — na ławkach uniwersyteckich — a pisane wtedy