Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/93

Ta strona została przepisana.

Jasio przypędził jak wicher burz Maja
Jak dzikie orlę pustyni —
Lecz biada oczom! — po dziewczyny nodze
W pierścień się zwiła gadzina,
Pod krzakiem malin zdeptana na drodze
Wgryzła się — gniewna i sina —
Jaś chwycił gada, i rzucił od siebie
W części porąbał mu ciało,
Lecz przebóg, biada! mocny Boże w niebie!
Dziewczę zranione zostało!
Już puchnie rana, jadami rozbrana,
Jaś padł u stopy dziewczęcia
I usty z rany, z rozpaczą, zadany
Ssie jad — aż padł w jej objęcia —
I «żyjesz krzyczy, ha! żyjesz dziewczyno!
Z nóg twych jad żmii wyssałem!
Już nie zabijesz jej z[a]jadła gadzino! —
Żyj — życie tobie oddałem » —
W dzikiej radości i w dzikiej boleści
Jaś blednie i o ziem pada —
A pierś dziewczęcia rozdarł jęk niewieści:
Do ust mu usta przykłada —
I sine ciało chłopięcia lubego
Na słabe chwyta rączęta
I z krzykiem leci do sioła swojego
Gdzie ścieżka wiodła ją kręta,
Biegła — nim zbiegła do schylonej chatki
Skonał z boleści uśmiechem!
Dziewczę warkocze stargało u matki;
Śmiech odtąd dla niej był grzechem —
I tylko biegła na wzgórek zielony
Pod krzyżyk mały, drewniany:
Nad śpiącym sosna szumi — niezbudzony!
Oj, ciężko śpi Jaś kochany! —
Ona mu do snu pieje piosenki,
Z wichrami jęczy och! biada —
A śmiech szaleństwa do wschodu jutrzenki
Drży tęsknie — drży — i przepada!