Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-3.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

czasie, że wysłano mnie z pułkiem na dwa miesiące do sąsiedniego powiatu, gdy zaś wróciłem, panna, którą kochałem, była już żoną innego.
Wypadek ten dotknął mnie bardzo, tem więcej, że, jak się pokazało, panna owa była już dawno zaręczona i ja sam spotykałem nieraz w jej domu dzisiejszego jej męża, nie domyślając się, jaki stosunek ich łączy. Uczułem w duszy wielki gniew i wstyd na myśl, żem tyle razy zdradzał się z moją miłością tam, gdzie prawdopodobnie drwią tylko ze mnie. Postanowiłem wtedy zemścić się. Pamiętam teraz, że postanowienie to było dla mnie samego ciężkie, bo będąc dość lekkomyślnym z natury, nie byłem w stanie zatrzymać się dłużej myślą nad jednym przedmiotem, tembardziej gniewać się długo, mimo to, podtrzymywałem się sztucznie w mojej urazie. Dopiąłem swego i spotkawszy się w towarzystwie mego szczęśliwego współzawodnika, obraziłem go ciężko, a potem wyzwałem na pojedynek. Tamten wyzwanie przyjął, bo był mi także niechętny, i wyrażał się zawsze o mnie lekceważąco wobec żony, obawiał się więc nie stracić w jej oczach, gdyby wyzwanie odrzucił. Pojedynki były wprawdzie surowo zakazane, mimo to jednak, była jakby moda na nie, zwłaszcza między wojskowymi. W wigilię spotkania, które miało się odbyć za miastem, o godzinie siódmej zrana, powróciłem do domu wieczorem, rozbestwiony i dziki, i rozgniewawszy się na posługującego mi żołnierza, uderzyłem go z całej siły dwa razy w twarz, tak, że krwią się zalał. Czy uwierzycie mili, że mimo,