Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-3.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

— A czy nastąpi to kiedy? czy stanie się? nie jest-że to tylko marzeniem? — pytałem z niepokojem.
— Jakto? więc i pan nie wierzysz; wieścisz taką rzecz, a sam wiary nie masz? Otóż, wiedz pan o tem, że stanie i spełni to, jak je nazywasz, marzenie, nie wpierw jednak, aż zakończy się okres ludzkiego odosobnienia.
— Jakiego odosobnienia? — pytałem.
— Takiego, jakie panuje dziś na świecie, osobliwie teraz, w naszych czasach. Dziś każdy usiłuje odosobnić się jak najbardziej od innych, i osiągnąć sam w sobie pełnię życia; wysiłki te zaś zamiast do pełni życia, doprowadzają go tylko do pełnego samobójstwa. Dziś oddala się jeden od drugiego i kryje się do swojej nory, i kryje zazdrośnie to, co posiada, i to, co w nim jest, a odsuwając się od ludzi, odstręcza ich także od siebie. Gromadzi samotnie bogactwa, i sądzi z tego powodu, że jest silny i zabezpieczony, a niewie szalony, że robiąc tak, pogrąża się, samochcąc, w samobójczą niemoc. Przyjdzie jednak czas, gdy powieje prąd inny i ludzie dziwić się będą, że siedzieli tak długo pogrążeni w ciemności i światła nie widzieli. Zanim się to stanie, powinni ludzie, chociaż pojedyńczo, wychodzić z odosobnienia, chociażby nawet postępowanie takie wydawało się innym szaleństwem, w ten sposób tylko ocalą od zatraty myśl wielką.
Na takich to górnych i płomiennych rozmowach schodziły nam całe wieczory. Odsunąłem się nawet skutkiem tego od towarzystwa, gdzie