Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-3.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

niąc zaś tak, postępować będę podług wielkich słów jego”.
Postanowił więc udać się do owego ogrodu, w którym wczoraj spotkał się z Dymitrem, i oczekiwać tam na niego w tej samej altance, chociażby nawet musiał spędzić noc poza obrębem klasztoru. Spełnił też dokładnie ten plan, a przelazłszy przez płot, w tem samem miejscu co wczoraj, dostał się milczkiem do altanki, i usiadł w oczekiwaniu, nie zdradzając obecności swojej przed właścicielami posiadłości, którzy, jak się zdawało, byli po stronie Dymitra, i mogli mu przeszkodzić w tem spotkaniu. Nie upłynął i kwadrans, w czasie którego zaczęły już nachodzić Aloszę smutne i bezbarwne myśli, towarzyszące zwykle niepokojącemu oczekiwaniu, gdy naraz gdzieś w pobliżu, usłyszał on dźwięki gitary. O jakie dwadzieścia kroków od niego znajdowała się w krzakach stara pozieleniała ławka, na której siedziały w tej chwili dwie ludzkie postacie. Na razie nie mógł ich dojrzeć wyraźnie, usłyszał tylko męzki głos, który słodkim falsetem śpiewał miłosne kuplety:

Nieprzemożona siła,
Z tobą mnie wiąże, miła,
Niechże Bóg wielki w niebie
Połączy mnie i ciebie.

Połączy mnie i ciebie. — Głos ucichł. Był to tenor męzki, o zabarwieniu i pokroju lokajskiem, takim też był i ton śpiewanej piosenki. Wówczas