Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-3.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

w każdym razie można tam było zachować incognito w stosunku do ogółu publiczności, której zresztą nie było tu wiele. Z dalszych dopiero sal dochodziły gwarne głosy, słychać było odkorkowywanie butelek i stuk kul bilardowych, tam widocznie koncentrowało się hulaszcze życie wesołych klijentów, tu znajdował się tylko bufet i paru emerytów, pijących spokojnie herbatę, których sylwetki odcinały się niekiedy na ścianach ogrodzenia. Alosza wiedział, że Iwan niechętnie bywa w knajpach i nie lubi życia restauracyjnego, przyszedł widocznie dla Dymitra, który się jednak nie stawił na umówionem miejscu.
— Każę ci zaraz podać potrawę z ryby, nie żyjesz przecie samą herbatą — zawołał Iwan, widocznie uszczęśliwiony obecnością Aloszy. Sam skończył już był obiad i popijał go herbatą.
— Każ dać, i owszem, istotnie przegłodziłem się trochę, ale potem i herbaty nie odmówię, — odparł wesoło Alosza.
— A konfitury wiśniowe, pamiętasz, jakeś je lubił będąc dzieckiem.
— Toś tego nie zapomniał? lubię je, co prawda, i teraz.
Iwan zadzwonił na chłopca i kazał podać wyżej wymienione dania.
— Słuchaj, Alosza, pamiętam ja wszystko, pamiętam cię doskonale od lat jedenastu, ja miałem wówczas piętnaście; dla chłopców w tym wieku to duża różnica i dlatego nie byliśmy towarzyszami! Nie jestem nawet pewien, czy czu-